Długo czekałam z publikacją tego tekstu. Po pierwsze chciałam, by treść nieco dojrzała, a po drugie by opadły emocje. Mimo przekonania, że śmiało mogłabym napisać, kto był autorem tworu, który za moment zobaczycie, zostałam przekonana przez męża i przyjaciół, by odpuścić sobie wycieczki personalne. Będzie więc bez nazwisk.
Pierwszą sprawą w kwestii organizacji wesela było załatwienie ciast i tortu. Chciałam uniknąć cukierniczych potworków, przesiąkniętych aromatami, a że obie nasze rodziny to fani słodyczy postanowiłam zafundować im piękne, smaczne i domowe wyroby. Zaufałam w tej kwestii koleżance ze studiów, cukiernikowi, dość znanej blogerce. Zaufałam na tyle (po dziś nie wiem jak to się stało), że nie brałam pod uwagę nikogo innego. I mimo szczerych chęci popełniłam ogromny błąd. Odpychałam od siebie sugestie, że może lepiej oddać to w ręce kogoś z dużym doświadczeniem i zapleczem. Miało być przecież oryginalnie, niebanalnie, tak by wszystko pasowało do eleganckiej otoczki naszego wesela. I – muszę przyznać – że oryginalnie było. Gdy mąż przerwał mi dziki taniec na parkiecie mówiąc, że kucharz prosi mnie do kuchni bo jest problem z tortem nie sądziłam, że oczom mym ukaże się taki maszkaron. Tort był krzywy. Zamiast lukrowych kokard – poszarpane wstążki. Blaty nierówne, spod których cynicznie gapił się na mnie stelaż. Sama, choć w życiu nie upiekłam ani pół tortu, dobrze wiem, by trzymała się go jakakolwiek posypka to wypiek musi być starannie pokryty masą. Nie był, jak widać. Ot, obrzucenie go posypką miało chyba zatrzeć ślady niestaranności, ale się nie udało. Fakt, że w ogóle wjechał na salę zawdzięczam kucharzowi i obsłudze, którzy pogasili światło, pozasłaniali go jakimś kwieciem i roznieśli tak szybko, by jak najmniej osób się zorientowało. O tej sprawie mogę mówić dużo i długo. Jeszcze gorsze były paczki, ale żeby ten tekst poza żalami miał jakąkolwiek wartość dodaną, na podstawie nerwów i wytykania sobie – jak do cholery – mogłam tak spieprzyć temat, przygotowałam kilka rad jak w dobie samych „profesjonalistów”, od których ugina się wyszukiwarka internetowa, skutecznie oddzielić ziarno od plew, mieć wszystko na najwyższym poziomie, jak najmniej nerwów i same piękne wspomnienia.
Rzeczywistość kontra oczekiwania
1) Dorobek. Sprawdź, czym dana osoba może się pochwalić, czy wasze gusta – choćby estetyczne- nie odbiegają od siebie. Wszyscy znamy zasadę „nie to ładne co ładne, ale to co się komu podoba” – upewnij się, że efekt będzie podobał się TOBIE, a nie tylko wykonawcy.
2) Mierzyć siły na zamiary. Unikaj osób zbyt pewnych siebie. Nie od dziś wiadomo, że pycha
jest przyczynkiem upadku. Prawdziwy profesjonalista nie weźmie na swoje barki zlecenia,
któremu nie może sprostać. Osoby, wyznające zasadę” biorę, zarobię, jakoś to będzie”
nie są warte Twoich pieniędzy. Sukcesem dla profesjonalisty nie jest moment podpisania umowy, a finalne oddanie dzieła, które satysfakcjonuje zamawiającego.
3) Doradztwo. Od profesjonalisty możemy oczekiwać, że nam doradzi. Przykładł Fotograf odpowie na pytanie dlaczego warto uwiecznić przygotowania, zespół dostosuje repertuar do zachowań gości, a cukiernik powie, jakie ciasta wybrać do paczek dla gości i dlaczego powinny to być inne ciasta niż na stołach – o tym ostatnim ja dowiedziałam się sporo po fakcie.
4) Oczekiwania. Coś co jest genialne wg mnie nie musi być takie samo dla Ciebie. Podsyłaj inspiracje, upewnij się, że zleceniobiorca wie o czym mówisz i że chodzi wam o taki sam efekt.
5) Kontakt. Niby nic, a jakie ważne! Już na początku odpowiedz sobie na pytanie,
czy omawiamy profesjonalista jest OK w kontakcie, czy to mailowym, telefonicznym, face to face.
Czy ma dla Ciebie czas? Czy odpowiada na Twoje pytania? Czy mówi konkretnie?
Jeśli nie, szkoda czasu, choćby nie wiem jakie piękne rzeczy tworzył prędzej czy później
możesz napotkać na problemy.
6) Umowa. Tego, że wszystkie ważniejsze ustalenia trzeba spisać raczej nie trzeba wyjaśniać.
Sprawdź, czy umowa nie zabezpiecza tylko interesów zleceniobiorcy i na co możesz liczyć
w razie problemów.
7) Wątpliwości. Zwróć uwagę jak dana osoba podchodzi do Twoich wątpliwości – czy próbuje je
rozwiać podając sensowne argumenty czy oburza się za podważanie jej profesjonalizmu.
To cenna lekcja, która może się przydać w kwestii spornej.
8) Ile daje od siebie. Prawdziwy profesjonalista każde zlecenie traktuje jak wyzwanie.
Jeśli masz do czynienia z osobą, którą zjada już rutyna, nie ma pomysłów na rozwiązanie palących cię kwestii, nie podpowiada i nie interesuje się i jedyne na co czeka to przelew – wiesz co robić.
Mąż obiecał mi, że kiedyś będę miała tort o jakim marzyłam. Trzymam go za słowo.